Męski komin na drutach
Wydawałoby się, że prostszego zadania do wydziergania nie ma. Panowie lubią formy standardowe, wręcz klasyczne.
Taki wniosek można wyciągnąć patrząc na ofertę w sklepach. Gładki ścieg albo ściągacz, zwykły, albo słaby akryl (swoją drogą nie przypuszczałam, że może drapać bardziej niż wełna). Ogólnie takie szmatki…
Dlatego moi panowie w tej kwestii wyjątkowo nie wolą kupowanych.
Głównym fanem kominów jest mój starszy syn – u niego klasyka jest maksymalna – jak u Forda – każdy kolor pod warunkiem, że będzie w odcieniach czerni, zawijany na dwa razy i najlepiej prostym ściegiem (do tej pory jednak nie dowiedziałam się, co ma na myśli).
A wszystko zaczęło się klika lat temu, kiedy zrobiłam sobie wersję próbną z jakiejś zachomikowanej włóczki akrylowej, na grubych drutach, ściągaczem „patentowym”.
Poprosiłam go o założenie, bo chciałam zrobić zdjęcie na człowieku. Założył i sobie wziął. I nosił na okrągło…
Jednak narzekał, że jest trochę za luźny i trochę za dziurawy…
No to na kolejny sezon zrobiłam mu klon – z lepszej włóczki, na cieńszych drutach, mniej dziurawy ścieg, więc nabrałam więcej oczek. Całość trochę krótsza, żeby nie wisiał za mocno.
No i co?
Nie taki… za sprężysty, za ciasny… nie taki…
Drugie podejście – inna włóczka, odrobinkę grubsze druty, odrobinkę inny ścieg…
lepiej, ale dalej nie taki… i widziałam, że dalej nosił ten pierwszy…
To w tym roku postanowiłam zupełnie co innego zrobić – włóczka skarpetkowa, cienkie druty i komin na tyle szeroki, żeby go można było złożyć i zamotać… Mi się podoba bardzo – jemu wcale…
Nic tylko się załamać.
Ale plus jest taki, że spisałam wzór 🙂
Możesz go sobie pobrać – za darmo i po polsku – w zamian pokaż zdjęcie i oznacz mnie, żebym nie przegapiła, albo wklej link w komentarzu.
Przy okazji pokażę efekty mojej zabawy w
farbowanie wełny
– na zdjęciu kolejne etapy kolorystyczne (w miarę możliwości)
To włóczka skarpetkowa z Lidla, kupiona lata temu i słowo daję, że do dziś nie wiem co mną kierowało przy wyborze tego koloru.
Z rok temu zaczęłam z niej robić chusto – szalik i mniej więcej w połowie roboty, farbując inną wełnę, wrzuciłam metr tej włóczki do gara.
Efekt był niesamowity!!!
Pomarańcz zamienił się w piękny odcień fioletu, a wszystkie ciapki w fajne cieniowanie.
Niestety nie uwieczniłam tego etapu na zdjęciu…
Chusta mi się odwidziała, a wełna czekała na farbowanie całości do lata…
Latem uznałam, że jednak fiolet nie, ale niebieski będzie dużo fajniejszy – ten sam rodzaj barwnika, te same warunki… spodziewałam się tego samego ŁAŁ… A wyszło? hmmm…(a zdjęcie dużo polepsza rzeczywistość)…
No to od razu wrzuciłam do kolejnej porcji – tym razem morskiej – efekt? brudna ścierka – nawet zdjęcia nie robiłam…
Dałam jej jeszcze szansę z granatem – nie chwyciło nic… no więc ostatnia nadzieja – czarna.
Po tym jest nieźle – kolor jest ciekawy, choć czerń wypłukała się prawie całkiem. Za to nitka z oplotu pozostała niebiesko turkusowa.
Jaki minus? To chyba kwestia koloru, bo po tym ostatnim farbowaniu włóczka straciła całą miękkość – teraz w dotyku jest jak surowa bawełna. I przypominam sobie że podobnie było z kupnymi włóczkami z dawnych czasów – czerwony zawsze skrzypiał, a czarny był szorstki…
Podsumowując – pierwsze koty za płoty i pierwsze nauczki: za każdym razem trzeba zrobić próbkę, każdy kolor barwnika „łapie” inaczej, kolor barwnika wpływa również na miękkość wełny.
Ale nie odpuszczam – farbowanie daje jakąś radość i emocje.
Jedna odpowiedź do “Prosty komin na drutach dla faceta”