Na środowe wyzwanie Maknety nie zdążyłam bo mój armagedon narasta – i raczej nie zanosi się, żeby w najbliższym czasie było lżej… nie chce mi się wieczorem komputera nawet odpalać.
Ale Beata mnie zaskoczyła „upominając” się o wpis więc zmobilizowałam się 🙂 – będzie krótko i na temat:
front robótkowy:
a) sprułam zakończenie sukienki alpakowej i robię jeszcze raz
b) wydłubałam trzy bransoletki koralikowe
c) próbowałam spruć bolerko z cudnej urugwajskiej merino, ale chyba się nie da – wełna z tych co filcują się od patrzenia a ze dwa razy miałam na sobie ;/ szkoda bo coś na szyję by było fajnego
front książkowy – „Zapisane w kościach” Becketta – równie dobra jak pierwsza część.
front szyciowy – tak,tak – jakby mi mało było zajęć, podjęłam wyzwanie uszycia czegoś z dresówki (banerek z boku) – póki co kupiłam materiały wydrukowałam z papavero wykroje i jeden nawet posklejałam do kupy -czyli mieszczę się w harmonogramie – planowane są bluza dla synia i sukienka albo bluza dla mnie.
Fotka symboliczna, bo ciemno
A na koniec nie związany tematycznie, ale dla mnie równie ważny – front biegowy – po 5 tygodniach szlabanu, w czasie którego dzielnie znosiłam tortury u osteopaty oraz grzecznie odrabiałam zadane ćwiczenia, dostałam zgodę na próbę biegową i choć sama w to nie wierzę w trakcie nie bolało mnie nic a nic!!! I pomyśleć, że pół roku się męczyłam z bolącą nogą, a wystarczyło kilka ćwiczeń i mała zmiana w technice :)))))
Szalejesz kobieto! Jak ja Ci zazdroszczę tego szycia! Moje szwy wyglądają jak slalom gigant, za diabła nie umiem szyć prosto. No i jak Beckett? Nie zawiódł? Ściskam.
Czyli jak widzę wszystko ok. I tak trzymać 😉 Serdeczności 😉