Na moim drutowym warsztacie dalszy ciąg testu Stormwinda – mimo używania cieniutkich, jak na moje przekonania drutów i dotychczas małych możliwości czasowych, przyrasta całkiem, całkiem – mam już 6 razy zapleciony warkocz (czyli jeszcze 2 do końca) i jeden rękaw prawie (bo brakuje ściągacza). W zasadzie już mogę powiedzieć, że gdyby wszystkie wzory były tak napisane, to pewnie bym była skłonna z nich częściej korzystać. Ale im bardziej przyrasta tym większe moje obawy, co do rozmiaru – chyba się przeliczyłam, a raczej niedoliczyłam i będzi za duży. Zobaczymy… wg rozpiski wymiarów powinien być ok. Druga obawa, to czy mi starczy włóczki, bo też tak jakoś szybko ubywa…
Dalej jednak sprężam się maksymalnie, bo właśnie zaczęłam urlop i chciałabym go zrobić zanim wyjadę, a w obliczu niedostatku surowca, czas może grac dużą rolę 😉 Przed wyjazdem chciałabym też dorobić rękawy do tego pasiastego kolorowego z poprzedniego postu, ale tu już mój optymizm troszkę bardziej umiarkowany…
A gdyby testu sweterka i urlopu (a z nim wielkich planów, również robótkowych) było mało, to mam nowego „członka rodziny” – po długich rozważaniach, namysłach, wahaniach, rozterkach wczoraj stałam się wreszcie posiadaczką porządnego aparatu! Jak tylko ogarnę te wszystkie pokrętła, przyciski, zoomy i ustawienia, to się będzie działo 🙂
Dzisiaj test 2 opcji – oczywiście kot pomaga – rzędy liczy…i doliczyć się nie może…