Dziergadanie

Robótkowe wakcje w Tyliczu

Jak co roku o tej porze, na blogu pojawia się wpis lekko nie w temacie, czyli relacja z wakacji.

Lekko, ponieważ nie wyobrażam sobie urlopu bez robótki.

Nie wyobrażam też sobie spędzić go gdzie indziej, niż w górach.

I to wszystko było!  🙂

Co więcej, tym razem w super kumulacji, ponieważ miałam również robótkowe towarzystwo!

Zapraszam więc do lektury i lojalnie uprzedzam – post jest długi, ale zdjęć też jest dużo.

Robótkowe wakacje

Miejscówką tegorocznego wypadu był Tylicz.

Nieprzypadkowo, gdyż w te strony zaprosiła mnie robótkowo-fejsbukowa znajoma. Ponieważ Beskid Sądecki był na mojej liście „do odwiedzenia”, dwa razy mi powtarzać nie trzeba było.

A nasza znajomość zaczęła się jak większość takich, okazyjnymi pogaduszkami. Potem, kiedy Ala testowała mój kurs angielskiego dla dziewiarek –  się zacieśniła. Ala jest także „matką chrzestną” moich kolorowych paznokci 😉

 

Atrakcje Tylicza

Miejscowość jest nieduża i leży w trójkącie między Krynicą i Muszyną. Skrywa jednak zaskakująco bogatą historię i ma dużo ciekawych miejsc, wartych zobaczenia:

  • Źródła wody mineralnej – w obrębie samego Tylicza odwiedziliśmy trzy. Jest ich dużo więcej i ciekawostka – każda woda jest inna. Są  smrodliwe (choć zdrowe) są i takie, które w krótkim czasie robią się pomarańczowe. Wszystkie mają cechę wspólną – są gazowane. Mniej lub bardziej, ale wyraźnie są. Te, których spróbowałam były bardzo smaczne i bardzo zimne.
  • Mofeta – niezwykłe miejsce, gdzie z ziemi wydobywa się naturalnie dwutlenek węgla – taki zimny wyziew wulkaniczny.
    Nie próbowałam, ale podejrzewam, że tam woda jest baaardzo gazowana.
    Kiedyś mofeta służyła jako źródło CO2 do hodowli alg z których produkowano żywność dla astronautów – teraz to atrakcja turystyczna. Tu widać, ze naprawdę te wody są różne – nawet w takiej bliskości!

(obejrzyj z dźwiękiem – usłyszysz jak to bulgocze!)

[kad_youtube url=”https://youtu.be/80wsME6ZxJw” ]

  • Golgota – przedsięwzięcie o charakterze religijno – patriotycznym (modne ostatnio), z dużym rozmachem, a wręcz pompatycznością (też modne), przez co lekko kiczowate i przekombinowane.
    I chociaż bardzo się wpisuje w niekoniecznie dobre trendy ostatnich lat, to uczciwie trzeba przyznać, że sam pomysł jest ciekawy i nieźle podsumowuje dzieje Polski i Polaków.

Tuż za kościołem wchodzimy do ogrodu, okolonego przez kapliczki. Jako ogrodzenie służy ogromny różaniec z kamieni.

Co krok napotykamy na tablice z mądrymi sentencjami, w centrum ogrodu stoi duży posąg Chrystusa bardzo podobny do tego z Rio, a na końcu drogi jest wieża wyglądem nawiązująca do wieży Babel

Wspinając się kręconą drogą na jej szczyt, mijamy groty, nawiązujące do ważnych wydarzeń w historii Polski np zrywy wolnościowe. W jednej jest ogromny orzeł, na którego skrzydłach wyrzeźbiono wizerunki wielkich Polaków.

Tu niestety wizja twórców poniosła, gdyż wśród naprawdę wielkich, jak Kopernik, Mickiewicz, czy Jan Paweł II, widnieje prezydent, który zginął w katastrofie samolotu… słabe. Zwłaszcza, że Lecha Wałęsy tam nie znalazłam.

.

W Tyliczu jest też Muzeum – nie zdążyliśmy go odwiedzić … może następnym razem?

Przyroda Beskidów

Tam jest naprawdę pięknie!

Góry nie są bardzo wysokie, ale dość gęsto zalesione. Lasy są wspaniałe i zupełnie inne niż na nizinach. A naszym wędrówkom prawie zawsze towarzyszył szmer (a miejscami całkiem głośny szum) strumieni i potoków.

Byliśmy tam chwilę po większych opadach, więc poziom wody był słuszny.

Dla fanów górskich wycieczek to świetna baza wypadowa, a dla miłośników górskich krajobrazów – wystarczy popatrzeć.

Zwiedziliśmy również Krynicę i Muszynę i słowackie Bardejow.

We wszystkich tych miejscowościach rzuca się w oczy porządek, dbałość o estetykę, a także prześliczne dekoracje z kwiatów

I muszę powiedzieć, że zwiedzanie z osobą, która zna okolice i do tego służy swoją pomocą i wiedzą jest o niebo lepsze, niż na własną rękę. Gdyby nie Ala, to pewnie nawet połowy byśmy nie zobaczyli.

A tym razem towarzyszył mi nie tylko Syn, ale i ktoś, kto pierwszy raz spędzał urlop poza domem i pierwszy raz w życiu był w górach.

Mnie ich piękno zachwyca co roku, ale patrzenie na zachwyt w oczach widzących to po raz pierwszy, to dodatkowa radość.

Tym większa, że zachwyt przewyższał lęk wysokości i przestrzeni.

W ramach rewanżu jednak, ja musiałam przełamać swój respekt do wody.
Nie jest to może lęk, ale komfortowo to ja się ani w wodzie, ani na wodzie nie czuję…

A kolejną atrakcją był

Spływ pontonowy Popradem

Organizator i instruktor w jednym, najpierw nas rozbawił, mówiąc, że standardowo spływa się ok 2,5 godziny, z tym, że po 15 minutach zaczynają się ciche dni, a po godzinie pojawiają się groźby rozwodowe…

Moi towarzysze się z tego śmiali, dopóki nie wypłynęliśmy…

Każdy dostał pagaj i każdy wiedział najlepiej, kto i jak ma machać.

Po 15 minutach, mieliśmy nie tylko całkiem głośne chwile, ale i trzecią konfigurację, kto na lewej, kto na prawej burcie, a kto robi za sternika.

Ja wybrałam to ostatnie i głównym moim zajęciem było robienie zdjęć.

A oni dzielnie machali i tak sobie zygzakiem, od brzegu do brzegu, płynęliśmy, próbując dogonić pozostałe załogi i zastanawiając się jak oni to robią, że są tak daleko.

A oni nie wiosłowali – ot i cała filozofia 🙂

Żeby być obiektywną, przyznam się, że ja też nie pomagałam…

Dwa razy byliśmy blisko, więc chciałam pomóc i dwa razy zakręciliśmy się w kółko. Dopłynęliśmy na końcu, ale co tam!

 

Robótkowe wakacje

Po przygodach w ciągu dnia, chłopcy padali i zajmowali się sobą (a raczej swoimi smartfonami), a ja brałam robótkę pod pachę i tup tup, do Ali.

Jak to fajnie móc pogadać o przewadze rosyjskich rzędów skróconych nad niemieckimi, czy pozastanawiać się nad składem lub przeznaczeniem włóczki. Powymieniać pomysłami na prostowanie prutej włóczki, czy patentami na markery.

No i podziergać sobie razem – bezcenne!

Dziergamy z Alą

Ja na robótkę wyjazdową zaplanowałam sobie chustę Nellissimo Asji

Spakowałam do bagażu włóczkę, wzór, druty, ale już zasypiając przed wyjazdem uznałam, że to może być za mało…

Rano miałam dopakować motek cienizny na wszelki wypadek. Oczywiście zapomniałam.

A tu 7 godzin niezakłóconego dziergania w pociągu – wiesz jaka to rozpusta?

Całkiem spory kawałek udało mi się zrobić i moje obawy o niedobór włóczki się nasiliły.

Na dworcu w Krakowie, zamiast grzecznie stanąć w kolejce do toalety, ja szukałam pasmanterii.

Dokupiłam odrobinkę, mimo, że droooogo tam! oj drogo…

Wspólne dzierganie

A na miejscu okazało się, że Ala też ma w planach tę chustę, więc szybciutko dokończyła to, co robiła (a zrobiła mega fajną sukienkę) i narzuciła oczka na chustę. Dziergałyśmy więc razem to samo. I to w podobnym kolorze 🙂

I okazało się, że moje zapasy włóczkowe wcale nie są takie duże jak mi się wydawało, a ilość udziergów jakie Ala ma w szafie jest imponująca.

Jeszcze słów parę odnośnie samej chusty, bo nie wiem czy i kiedy poświęcę jej osobny wpis.

Asja we wzorze stanowczo radzi, żeby w pewnym momencie zważyć włóczkę, aby jej nie zabrakło.

Jeśli będziesz robić Nellissimo – zaufaj jej!

Ja ilość włóczki szacowałam na oko, mimo, że nie trzeba wyższej matematyki, żeby wiedzieć, że skoro miałam 500 g i zrobiłam już sweter, to zostało może z 200 g, a może i nie… Wiedząc, że w 100 g jest 400 m, na styk powinno starczyć na najmniejszy rozmiar…Ale jeśli tu miała być połowa, to jakaś mała ta chusta (to nic, że innym wychodzą giganty)…

Zaryzykowałam więc większy rozmiar, zakładając, że ostatecznie podpruję rękawy w swetrze zrobionym z tej samej włóczki, które i tak są przykrótkie.

Ale się zagapiłam (ach te ploteczki) i zamiast o jeden, zrobiłam o dwa rozmiary większą.

Także nooo –  sweter ma teraz rękawy krótkie, a ja wielką chustę.

Za to idealnie utrafiłam w ilość wakacyjnej włóczki – tyle miałam 15 minut przed dotarciem do domu.

włóczka na styk

Podsumowując

To były najfajniejsze wakacje ze wszystkich!

I kolejny dowód na to, że internetowe znajomości można przenieść do realnego świata.

 

Alu dziękujemy za wszystko!!!
Za ciasto na powitanie, za wspaniałe towarzystwo, za pomoc logistyczną, za wspólne wieczory…
I serdecznie pozdrawiamy Marka !!!

ps. A. wszystkim opowiada o nalewkach, J. niespodziewanie parska śmiechem, jak sobie przypomni rozmowy przy grillu, a wszyscy już tęsknimy!

Jeśli Ty też masz ochotę spędzić takie wakacje, napisz do mnie – podam Ci namiary do Ali 🙂

 

Jedna odpowiedź do “Robótkowe wakcje w Tyliczu

  1. Ala pisze:

    Z wielką radością przeczytałam ponownie Twój wpis. Dziękuję za piękną promocję mojej wsi 🙂 mojej okolicy 🙂 za tyle ciepłych słów 🙂 Zapraszamy ponownie 🙂

  2. Monika pisze:

    O widzę, że rozpusta była pełna: dzierganie, pogaduszki i winko. I to jeszcze z cudnym Beskidem za oknem. Mniam! Pozdrawiam

    1. kamila pisze:

      Tak właśnie było

  3. Martyna pisze:

    Bardzo serdecznie pozdrawiam i baaardzo serdecznie dziękuję za sympatyczną i ciekawą wycieczkę po dawno niewidzianym Beskidzie. Komentarze są rewelacyjne …. odkryłam POKREWNĄ DUSZĘ.

    1. kamila pisze:

      Cieszę się bardzo

  4. Joanna pisze:

    Pozdrawiam serdecznie obie Panie! Znam Tylicz, znam Krynicę i Muszynę – od ponad 20-tu lat z mężem w Krynicy urlop spędzamy – wtym roku ze względu na zdrowie niestety nie. Gratuluję bardzo pięknego komentarza na temat Golgoty… ja bym nie potrafiła tak subtelnie 😉

    1. kamila pisze:

      Dziękuję – miałam czas ochłonąć po pierwszym wrażeniu 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *