Od czasu do czasu dopada mnie potrzeba odłożenia drutów i zrobienia czegoś innego.
Najczęściej jak wejdę na Pinteresta i się napatrzę czego to ludzie nie wymyślą.
Przyznać się też muszę, że mam lekkiego hopla na punkcie toreb. Wymagania do tychże też dość spore:
- musi być odpowiedniej wielkości,
- mieć przynajmniej trzy kieszonki, najlepiej jedną na zewnątrz,
- wygodnie się trzymać na ramieniu, ewentualnie dawać przewiesić jak listonoszka,
- nie może mieć metalowego zamka,
- do obsługi powinna wystarczyć jedna ręka,
- oczywiście musi być ładna i w moim stylu,
Większość toreb spełnia tylko część warunków i przeważnie jest poza zasięgiem mojego budżetu.
A kto lepiej trafi w moje oczekiwania, niż ja sama?
Do tego sprzyjające okoliczności (urlop), przypadkowe zauroczenie i… Są dwie 🙂
Torba z papieru washpapa
O tym wynalazku dowiedziałam się dosłownie kilka dni temu i po prostu musiałam wypróbować natychmiast!
Moim zdaniem efekt jest genialny – torba wygląda jak zwykła papierowa torebka, ale rozdarcie jej nie grozi.
Co więcej można ją normalnie prać!!!
Washpapa to materiał, który wygląda jak papier, ale ma wytrzymałość skóry.
Szycie z washpapa
Niewątpliwym plusem jest to, że nie trzeba obrębiać brzegów i nie trzeba prasować, bo tego nienawidzę.
Minus jest taki, że szycie tego, to jak robota sapera – nie ma drugiej szansy – washpapa pod maszyną zachowuje się jak papier.
Nie da rady spruć i poprawić – dziurki po igle pozostaną. Pierwszy szew musi być dobry.
Samo szycie jest lekko niewygodne, zwłaszcza jak się idzie na łatwiznę i wycina całą torbę w jednym kawałku.
Przyszycie pasków to pół biedy, choć obrócenie tego wszystkiego pod stopką jest trochę kłopotliwe. Ale już rogi dna… nagimnastykowałam się – nie powiem.
Ja dodatkowo utrudniłam sobie zadanie, bo chciałam wszyć podszewkę (wiadomo – kieszonki muszą być).
I przez tą podszewkę, gdybym była saperem to… nooo BUUUUM 😉
Normalnie przy podszewce sprawa jest prosta – dziura w dnie zostaje niezaszyta, składam prawa do prawej, zszywam górami, wywijam przez dziurę, zaszywam ją i gotowe.
Tym razem było o tyle trudniej, że washpapa jest sztywna jak brystol i wywinąć na prawą stronę się nie chciała.
Wiedziałam co prawda, że trzeba ją zmoczyć i wtedy zrobi się miękka jak normalny materiał, ale jak to potem szyć?
Na mokro? Moja maszyna by tego raczej nie przeżyła…
Dodatkowym utrudnieniem było to, że podszewka nie miała sięgać do samej góry, gdyż koniecznie chciałam mieć to wywinięcie.
Próby robiłam na dwóch szmacianych torbach i w końcu znalazłam sposób:
tym razem lewa do lewej, dno zupełnie nie zszyte, odmierzone dokładnie 7 cm od góry, podkładane od razu (bo wywijać już nie będę) i co?
Razem z podszewką przeszyłam paski … siedziały w środku, a maszyna nawet nie jęknęła, że ma jedną warstwę więcej…
Nie zacytuję tego, co powiedziałam… ale pewnie się domyślasz 😉
Paski są więc podziurkowane, ale podszewka jest, kieszonki są cztery, a nawet jedna na zamek. A co!
Nie robiłam tym razem kieszeni na wierzchu, bo wydaje mi się, że wtedy torba by straciła ten look zwykłej papierowej torebki.
Ale przez to wyszła trochę smutna. Może nawet nudna?
Pierwszy pomysł – wydziergać szydełkiem mandalę, ale to z kolei by było zbyt krzykliwe dla tej prostej formy.
Może więc jednokolorowa mandala?
I wtedy sobie przypomniałam o maleńkiej koronkowej serwetce z Koniakowa, która leżała schowana w pudełku z pamiątkami, bo szkoda mi jej wystawiać na pastwę kota i beztroski gastronomicznej dzieci.
Efekt uważam całkiem ciekawy, choć gdyby była ciutkę większa…
Idąc za ciosem zrobiłam sobie papierowy piórnik do kompletu.
Na nim widać bardzo wyraźnie, co się dzieje jak się snajper zagapi…
Tym razem nitka od dołu źle poszła.
Ale umówmy się – tak miało być 🙂
Widać też mój stempelek – choć ledwo – tusz za jasny.
Mam jeszcze półtora arkusza washpapy, więc to z pewnością nie koniec papierowego szycia – może teraz woreczek na robótkę?
Kolorowa torba z bawełny
Ta też powstała w afekcie. Ostatnie spotkanie robótkowe w Olsztynie zbiegło się w czasie z Jarmarkiem, na którym między innymi, swoje dzieła pokazywali i sprzedawali rękodzielnicy.
Na jednym ze stoisk były torby – lniane i dwustronne.
Zachwyciłam się nimi przeogromnie,ale … potraktowałam jako zachciankę (no dobra, chwilę wcześniej kupiłam sobie skórzaną).
Nie mogłam jednak przestać o nich myśleć.
Cóż więc było robić. Pół nocy na Pintereście, kawałek kolorowej bawełny, kawałek jasnej, dwie godziny pracy i mam 🙂
Ta już ma kieszonki wszędzie tam gdzie trzeba – była ze mną na wakacjach – sprawdza się i jako torebka i jako siata na zakupy.
Ja wspomniałam w obu przypadkach inspiracji dostarczył Pinterest – nie muszę dodawać, że pomysłów na kolejne torby mam kilka?
Jeśli chcesz zobaczyć, co mi się spodobało – zajrzyj, polub, obserwuj 🙂 na inne tablice też zapraszam. Ze stoperem, bo można stracić rachubę czasu.
PS. Kolejne spotkanie robótkowe w Olsztynie już za tydzień – 26 sierpnia 2017 spotykamy się o godz. 10, przy fontannie, na Starówce.