Kiedy uczyłam się robić na drutach, moja babcia głownie „trzaskała” skarpetki. Te śmigające pięć drutów mnie wtedy lekko przerażało, a ich metaliczny zapach zniechęcał.
Zresztą te skarpety były grube i brzydkie – takie typowe resztkowce. Uszczęśliwiała nimi głównie mojego Tatę, który też ich nie lubił, bo paradoksalnie było mu w nich zimno.
Dziś już wiem, że to dlatego, że były z podłej jakości akrylu, więc nie dość, że nie grzały, to jeszcze nogi się w nich pociły.
Robienie skarpetek więc jakoś szczególnie mnie nie kusiło.
Ale ja taki charakter jestem, że ciężko mi przychodzi przyznać „nie umiem”. Nie tylko przyznać – ja po prostu lubię się nauczyć – jak nie zaskoczy to trudno, ale nauczyć się chcę.
Dla udowodnienia samej sobie podjęłam więc wyzwanie i się naumiałam – zrobiłam parę czy dwie, odhaczyłam na liście kolejne „zaliczone” i już.
Nie lubię jednak robić dla samego robienia. A wtedy miałam taki etap, że im grubsze druty (czyli 4mm) tym lepiej, a takie grubaśne skarpety były, co tu dużo gadać, mało przydatne na co dzień…
Odpuściłam …
Nawrócenie przyszło kiedy odkryłam wełnę skarpetkową – cieplutką, mięciutką, kolorową i nie do zdarcia, z której skarpetki są niewiele grubsze od normalnych. I od tamtego momentu, o tej porze roku nachodzi mnie skarpetkowe natchnienie.
Z reguły zrobienie jednej, góra dwóch par, je zaspokaja. Za każdym razem robię inne, za każdym razem w inny sposób. W zeszłym roku mój młodszy synek je polubił, więc z tym większą przyjemnością (bo przecież przydatne) je dziergałam.
Do tej pory jednak miały one wadę – ciasny ściągacz.
A ja leniwa dusza, przywiązana do swoich metod, jedyne co w tym kierunku zrobiłam, to nabieranie oczek na podwójny drut. Niezbyt skuteczne, a przy tym dość mało estetyczne. Potem, spróbowałam jeszcze robienie od palców, bo zakończyć luźno jest łatwiej niż zacząć. Ale to też nie było to…
W tym roku zatem inny sposób oznaczał więc nowy sposób narzucania oczek. I muszę przyznać, że przy tej metodzie wychodzi BARDZO, a wręcz
najbardziej elastyczny ściągacz w skarpetkach
Filmik zapodaję z you tube, bo słowa tylko to skomplikują…
[kad_youtube url=”https://youtu.be/0kWxuYgAHPw” width=600 ]
Uprzedzam, że nabieranie tym sposobem nie jest ani szybkie, ani łatwe, ani przyjemne – przynajmniej na początku.
Z pewnością ta metoda nie trafi na czołówkę moich ulubionych. Ale za skuteczność – piatka z plusem.
I to tyle innowacji tym razem 🙂
Pierwsza para skarpet dla Syna starszego, który, lubi szalone dodatki i jakiś czas temu poprosił mnie o jakieś kolorowe i najlepiej zabawne. Znalezienie takich w rozmiarze 42 do najłatwiejszych zadań nie należy, więc stąd ten pomysł z dzierganiem – są kolorowe na maksa, proste do bólu, z elastycznym ściągaczem.
PS. Zapewniam, że są identyczne – złudzenie, że jedna jest mniejsza to TYLKO złudzenie.
Zdjęcia bardzo robocze, gdyż wysłałam je Synowi zanim miałam szanse zrobić jakieś lepsze.
W ramach rekompensaty pokażę Wam inne. Bo w końcu udało mi się znaleźć takie „normalne” super śmiechowe 🙂
Taką radochę miałam oglądając je, że nie potrafiłam im się oprzeć i wzięłam nawet sobie! Ja która nie cierpię skarpetek!
I myślę, że to jest świetny pomysł jeśli jeszcze nie odkryłaś w sobie pasji do dziergania skarpetek.
Te w sklepie Nanushki na pewno nie będą banalnym prezentem
Wybrałam tu takie bardzo śmieszne i szalone (zdjęcia ze strony sklepu) – ale są też mniej zwariowane.
To co je wyróżnia to to, że są kolorowe, zrobione w Polsce, z bardzo dobrej bawełny, mięciutkie i z elastycznym ściągaczem 🙂
Ich cena jest co prawda wyższa niż takich zwykłych, ale tu płacimy za jakość – wysoką jakość.
I jeszcze błyskawiczną obsługę (m.in bardzo zabawne wiadomości o stanie realizacji zamówienia).
A kiedy okazało się, że to firma z mojego miasta, postanowiłam podzielić się ich ofertą z Wami 🙂
UWAGA czytam !!!
Dziś również mogę dołączyć do środowej zabawy u Maknety – tak dawno nic nie przeczytałam, że wreszcie kupiłam książkę
Getting Things Done
Sprawdź, jak kilka prostych zasad GTD może poprawić jakość Twojego życia. Dzięki nim nauczysz się wybierać, czym, kiedy i w jaki sposób się zajmiesz, delegować, nie zapominając, co i komu przekazałeś, eliminować stres i tworzyć swoją prywatną przestrzeń relaksu — efekty nie dadzą na siebie czekać!
Zaangażuj się w swoje życie i swoją pracę!
Jak ona mnie nie kopnie w d… to chyba już nic 😉
Recenzję i relację zdam, jak przeczytam.
Poprzednią edukacyjną rewelacyjną książkę opisałam kilka postów wcześniej – Finansowy Ninja – bardzo bardzo polecam 🙂
PS. W następnym poście przepis na golfik szyjogrzej, tak prosty, że prościej się nie da 🙂