No i mamy jesień. Jeśli nadal robisz nasz paskowy szal, to powinno być już trochę łatwiej, bo pogoda taka bardziej wełniana. Tak szczerze, to szal już by się przydał gotowy, prawda? Ja na przykład z tych co latają z gołymi nogami, ale szyja otulona, więc na urlopie zrobiłam sobie chustę. I spokojnie – na dwór w takim zestawie nie wychodzę 😉

Whirl into the matrix
I nie będę ukrywać, że to ona stała się inspiracją na ten miesiąc. To Whirl Into the Matrix wymyślona i cudownie opisana przez Intensywnie Kreatywną, a z powodu ograniczeń włóczkowych w mojej wersji nie z dwóch końców jednego motka, a z dwóch rodzajów włóczki – Holst coast i Magico II
Ja jestem nią absolutnie zachwycona. Szczerze polecam!
Czapkę dorobiłam do kompletu już jednolitą.
Ten ścieg jest jednak tak efektowny, że pojawi się i w naszym szalu, mimo, że wyłamuje się z zasady – pasek jednolity, pasek kolorowy.
W 10 odcinku będzie więc dwa (kolory) w jednym pasku.
Ścieg w piksele, zwany matrix
Powtarzać będziemy 4 rzędy:
Przypomnę, że pierwsze oczko zawsze przekładamy bez przerabiania.
- 1 i 2 rząd: (kolorem jednolitym) – wszystkie oczka prawe
- 3 rząd: (kolorem kolorowym) – 1 prawe, 1 przekładamy z nitką z tyłu robótki – do końca.
- 4 rząd: oczka przerabiane w poprzednim rzędzie, przerabiamy na prawo, oczka przekładane przekładamy, ale tym razem nitka zostaje z przodu robótki.
i powtarzamy – 2 rzędy jednolitym na prawo, 2 rzędy kolorowe.
Sama zdecyduj, czy zrobisz tylko 10 cm matrixa, czy po nim jeszcze kolorowy pasek jak dotychczas.
Jeśli uznasz, że już wystarczy zabawy, bo chcesz w końcu nosić szal, to śmiało zamykaj oczka, pierz i noś!
No i ciekawa jestem do czego jeszcze zainspiruje Cię ten ścieg, ja robię już komin i nie mówię ostatniego słowa. W razie czego pochwal się koniecznie.
Kocie radości i smutki
Teraz trochę inny temat.
Jedną z bohaterek wyzwań organizowanych na tym blogu, a wcześniej również spotkań live na fejsbuczku (musimy do tego wrócić!) była moja Kotuszka. Przyjaciółka najlepsza i wierna towarzyszka robótek wszelakich.
Asystowała jeszcze przy nagrywaniu poprzedniego filmiku i w sumie całkiem dobrze wyglądała, prawda?

Co prawda od kilku dni mniej jadła, częściej się kładła, głośniej mruczała, ale składaliśmy to na karb upałów. Niecałe dwa miesiące temu przecież robiliśmy jej badania i wszystko (podobno) było ok, a wyniki nawet lepsze niż rok wcześniej.
Zaniepokoiło mnie jednak, że choć mało je, ma dość duży brzuch. Ponieważ miałam ostatni dzień urlopu, pomyślałam – skoczę sprawdzić, czy jednak nerki nie siadły.
W gabinecie szok, bo okazało się, że ma guza w brzuchu. Dużego, źle rokującego i raczej nieoperacyjnego.
Wieczorem jeszcze wgrywałam zadanie na wrzesień, a ona spała obok. Dostała zastrzyk, który miał ją wzmocnić, ale też lekko zmulił. W mailu, który miał pójść do Was rano, dopisałam prośbę o trzymanie kciuków za jej zdrowie, bo w planie było USG, które wykaże, czy da się operować czy nie.
W nocy się pogorszyło, kot był jakby nieobecny, jednak miałam nadzieję, że to ciągle efekt zastrzyku. Nad ranem przyczłapała na chwilę do mnie, jakby się chciała pożegnać, pomruczała chwilę i poszła na swoją “plażę” – dywanik, na którym codziennie się wygrzewała w słoneczku. Jak wstałam, już nie żyła 🙁
Mam takie poczucie, że jej ulżyło, że już może przestać ukrywać, że cierpi… Że może odejść, a my będziemy wiedzieć dlaczego.
Pierwsze dni były trudne, bo nie było miałków na powitanie, bo ścinki mięsa rzucane na podłogę na niej pozostawały, bo cieciówka była pusta (Kot lubił mnie mieć na oku. Synu mu więc zbudował miejsce obserwacyjne, żeby nie siedziała na podłodze, a drugi nazwał to cieciówką)
Na żałobę nowy kotek
Pisałyście mi, żeby szukać nowego kota, że to pomoże załatać dziurę w sercu, nawet podsyłałyście mi informacje o maluchach do adopcji. Dzięki za to wielkie – Elu, Olu, Beata – Wy wiecie :*
Ja jednak uznałam, że kiedy przyjdzie czas, to kotek się znajdzie sam. I poniekąd się znalazł 🙂 Może nie sam, bo fejsbuczek pomógł.
Rodzina, która się nim zaopiekowała i od trzech tygodni bezskutecznie szukała domu, postanowiła w końcu przygarnąć go na stałe. Chcieli więc zrobić badania, aby upewnić się, że kotek jest zdrowy, bo mają już w domu starszego kota. Pani doktor jednak była sceptyczna do dokocania maluchem seniora, więc postanowiła im pomóc, umieszczając zdjęcie na swoim profilu. Zadzwoniłam. Oni badania jednak postanowili zrobić i mieli dać znać po. No ale się nie odezwali.
I wiesz co? Chociaż ja jestem bardzo racjonalną osobą, to wierzę, że wszystko ma swój czas i miejsce i nic nie dzieje się przypadkiem.
Wolny wieczór, ale bez kota
Raz na kilka miesięcy się zdarza tak, że wszystkie chłopaki wybywają na noc. Dotychczas mój Synu w takich momentach mówił – dziś masz wolny wieczór – tylko ty i kot, odpoczniesz sobie. I w zeszły weekend było podobnie.
Tyle, że niestety musiał się ugryźć w język, bo kota nie było 🙁
Ja za to miałam za sobą bardzo ciężki tydzień i już wracając z pracy myślałam – żadnych zakupów, żadnego gotowania, tylko wiadro herbaty, czekolada, druty i książka, albo nawet zaszaleję i pójdę spać o 21.
Tymczasem chwilę przed 18 telefon, że jeśli nadal chcę kotka to ok, bo choć nie ma żadnych wirusów, to ma robaki i musiałby kolejne trzy tygodnie kolejne spędzić w pakamerze, zanim go wpuszczą do domu. A im go szkoda.
I pół godziny później sami przywieźli mi go do domu. Z zapasem jedzenia, miseczką, kuwetką i kocykiem, żeby mu łatwiej było się zaaklimatyzować. Cudni ludzie! Był więc wolny wieczór z kotem! No dobra… wolny to spore nadużycie…
Kotek ma czujnik ruchu, ładuje się energią słoneczną (albo własnym pędem), rozrabia niesamowicie i praktycznie się nie męczy. Na szczęście ma też wyłącznik zmierzchowy i w nocy po prostu śpi. Jeszcze się nie przyzwyczailiśmy, że się tak bezszelestnie przemieszcza, więc nie raz przyprawia o zawał, gdy się tak pojawia znienacka, albo co gorsze całym pędem wspina się po nodze, aż na ramię. Takie kocie adhd, więc pasuje do rodzinki 🙂
Kotek jest dziewczynką i ma na imię Melody – tak nazwała go dziewczynka, która ją znalazła i tak zostanie. Na poprzednią mówiliśmy Malutka, a ta będzie Melutka 🙂

Wygląda jak koci patchwork, ma na sobie chyba wszystkie możliwe kolory i jest tak samo mięciutka jak jej poprzedniczka. No i od razu załapała, jakie rozrywki mamy wieczorem 🙂

No ale czas ucieka, a matrix czeka – do pracy 🙂
Nooo sorry, ale kiedy przeczytałam historię o Malutkiej, serce mi pękło💔 😭.. Jednak, kiedy nastąpił c.d.,czyli pojawiła się Melutka serducho zrosło się i rozradowało na maksa💓… Wniosek – Malutka po prostu do Ciebie wróciła :)), no w końcu 7 żyć się ma 💞🐾💞🐾💞🐾❤️
Oki, teraz ten Matrix muszę obrobić 🙂
Świetnie to ujełaś – pęknięte serducho sklejone. A Melkotka jest już z nami dwa lata 😊 Powodzenia z matrixem👍
To nie będzie kolejnych odcinków? 🙁
Będą! Słowo się rzekło więc będą
Przytulam bardzo, bardzo mocno.
Dzięki
Kochana, ale pomyliło Ci się z odcinkami, bo przecież jednego nie było w lecie, wiec to jest 9-ty, a nie 10-ty ( X). Chyba że dodasz jeszcze jeden w tym miesiącu, to wtedy się zgodzę, ze to dziesiąty odcinek 😉
Pozdrawiam 🙂
Dlatego nie jest 10. Tylko X od października
Kamilko dobrze, że opisałaś to wszystko, dzięki temu, człowiekowi jest lżej, zarówno Tobie jak i nam. Wyobraźnia popracowała, łezka w oku się zakręciła, przyszło zrozumienie. Zaraz potem jednak pokazała się bystra kotecka może w kolorach patchworku, dla mnie w kolorach cieplej jesieni 🙂 Jest prześliczna i widać, ze mała mądrala 😉 Tylko uważaj, bo już Ci zamotała nasz wzór pasowo – szalowy, ale widocznie tak musi być, trochę spontanicznie i chaotycznie 😉 Tez jestem zdania, ze NIC nie dzieje się bez przypadku.
Pozdrawiam Rodzinkę i piękną Melody 🙂
Dziękuję ❤️. Tęsknimy ciągle, ale maluszek już skradł nasze serducha
Bardzo współczuję straty ukochanej Kotuszki 🙁 chociaż Malutka jest cudowna i na pewno przyniesie Wam dużo radości 🙂